piątek, 2 maja 2014

Brak Weny i pomysłu... część 3

Część 3, tak samo jak opka. XD A więc... dawno nic nie wrzucałam, to też postanowiłam pomęczyć kogokolwiek, jeśli tu zagląda moim literackim brakiem talentu. :D

Niesamowite Wieści (3)
- Dlaczego mój ojciec dalej się nie ujawnił?
Z rozmyślań na temat mojego rodzica, Apollina, wyrwał mnie rozdrażniony głos Roberta. Był zły, że jego boski krewny dalej go nie uznał.
- Nie martw się, prędzej czy później odezwie się do ciebie – spróbowałam go pocieszyć.
Zastanawiałam się dlaczego on był w Obozie dłużej ode mnie i dalej nie wiedział kim był jego ojciec, współczułam mu.
Popatrzyłam w górę i zauważyłam, że niebo było bezchmurne, a na wieczór zaplanowana była moja pierwsza bitwa o sztandar. Zajmowało mnie to od dłuższego czasu - byłam z jej powodu bardzo podekscytowana. Dużo o tych bitwach słyszałam, ale nie wiedziałam czego miałam się spodziewać. Cóż, do wieczoru zostawało jeszcze sporo czasu, a mieliśmy czas wolny, więc poszłam z Robertem nad jezioro. Po chwili dołączyła do nas Jo, która była mi najbliższa z rodzeństwa. Inni też byli fajni, ale to ona rozumiała mnie najlepiej.
Ostatnio w Obozie pojawił się chłopak, który okazał się synem Ateny po zaledwie dwóch godzinach spędzonych w Obozie, co było chyba rekordem  w całej jego historii. Zdziwiło to nawet Chejrona, o którym wszyscy myśleli, że nic go nie może ruszyć. Pan D. tego nie skomentował, ale widać  było po nim, że na nim też to zrobiło wrażenie. Ja zbytnio się tym nie interesowałam, ale wszyscy mówili o tej sytuacji, więc siłą rzeczy wiedziałam o niej wszystko. Najczęściej mówił o tym Mike. Nie wiedziałam dlaczego, ale irytowało mnie to. Nie lubiłam jak uwaga wszystkich skupia się na jednej rzeczy, bo wtedy rozmowa z każdym dotyczy tego samego i nie jest tak interesująca jak zwykle. Byłam ciekawa czy ktoś jeszcze oprócz mnie i Jo zwrócił uwagę na dziwne zachowanie Natana. Od paru dni wymykał się wieczorami do lasu i wracał po kilku godzinach. To było bardzo dziwne, ale oczywiście kto by się tym przejmował… oprócz mnie i Jo.
Siedzieliśmy w trójkę na kocu i rozmawialiśmy o takich nieistotnych sprawach, typu kto częściej dostawał dobre oceny w szkole. Były to rzeczy z pozoru nieważne, ale dla mnie liczyło się to, że mogłam spędzać czas z przyjaciółmi. Kiedy temat zszedł na to, który bóg najlepiej pasuje na rodzica Roberta, zjawił się Mike. Oczywiście zaczął rozmowę na temat tajemniczego syna Ateny. Ja i Jo wtedy sprytnie wymknęłyśmy się od nich pod pozorem przespacerowania się po plaży. Byłam bardzo zawiedziona, że musiałam odejść, ale nie miałam ochoty ponownie wysłuchiwać opowiastek o tym jak potomek bogini mądrości, który miał na imię Nate, przedstawił się mojemu przyjacielowi, albo innych bzdur na jego temat.
Odeszłyśmy z siostrą kawałek dalej i usiadłyśmy za krzakami chroniącymi nas przed oczami chłopców, których zostawiłyśmy na kocu. Było ciepło, więc obie miałyśmy na sobie krótkie spodenki i przez to było nam trochę niewygodnie, ponieważ trawa nas gryzła.
- Myślisz, że Natan dzisiaj znowu się będzie wymykał? – spytała Jo.
- Możliwe – odpowiedziałam. – Ale w lesie będzie pełno herosów, którzy będą szukać sztandarów. Nie sądzę, żeby próbował. Niestety jednak nie znam go na tyle, żeby to wiedzieć.
- Ale właśnie wtedy będzie mu się najłatwiej wymknąć i…
- I ryzykować, że go ktoś zauważy? Nie, poczeka, aż gra się skończy. Ja bym tak zrobiła.
Jo po chwili przyznała mi rację. Jak ona szybko zdobyła moją sympatię. Wydawało mi się, że przed moim przybyciem nie czuła się zbyt dobrze w Obozie i wśród naszego rodzeństwa, a była z nimi rok dłużej. Chyba, że mi się tak wydawało. Dlaczego się jej o to po prostu nie spytam?, pomyślałam wtedy, ale doszłam do wniosku, że nie jest to takie istotne.
***
Byłam w domku i szukałam mojego łuku, gdyż szykowałam się na bitwę o sztandar. Nie miałam pojęcia gdzie go posiałam, zajrzałam więc nawet za swoje łóżko. Nie było tam nic. Wreszcie przypomniałam sobie, w którym miejscu porzuciłam swoją broń. Przecież położyłam go koło wejścia. Wzięłam go i wyszłam.
Byłam w drużynie złożonej z domków Aresa, Hermesa, Apolla , Ateny i Posejdona oraz dzieci paru innych nie tak bardzo istotnych bogów. Naszym dowódcą został Mike, mimo, że to Natan był dłużej w Obozie. Przydzielono mnie do grupy składającej się ze mnie, Jo, Roberta i Nate’a. Odpowiadała za nas moja siostra, która była z nas najstarsza stażem i szczerze powiedziawszy odpowiadało mi to. Wyznaczono nam zwiady, gdyż byliśmy najmniej liczną grupą. Myślę, że wszystkim z nas odpowiadało to zadanie, ponieważ nie mieliśmy zbyt wielkiego doświadczenia w walce wręcz. Poszliśmy, więc odszukać sztandar. Nie trwało to długo.  Wcale go nie kryli, jego chorągiew widać było z daleka. Tak naprawdę przeszliśmy lasem może dwieście metrów, a kiedy doszliśmy do dość dużej polany z małym wzgórzem zobaczyliśmy ją. Powiewała  po prosto na wbitym w szczyt wzniesienia kiju. Według mnie to było za proste. I chyba nie była to tylko moja opinia,  albowiem kiedy Robert chciał wejść w przestrzeń wolną od trawy Nate powstrzymał go.
- Uważaj, to na pewno jest zasadzka – powiedział syn Ateny.
Zgodziłam się z nim. Padł pomysł, żeby się rozejść i poszukać przeciwników, ale gdybyśmy na nich trafili, zapewne nie poradzilibyśmy sobie z nimi w pojedynkę. Postanowiliśmy więc, że wszyscy obejdziemy dookoła całą polanę. Ruszyliśmy przed siebie. Wszyscy starali się iść jak najciszej, lecz  i tak raz na czas rozchodził się dźwięk połamanej gałązki. W moich uszach brzmiał jak wystrzał z pistoletu.
Po dziesięciu minutach marszu zauważyliśmy ślady na ziemi. Ślady ludzkich stóp. Wysłaliśmy przodem najcichszą i najmniejszą osobę, czyli Jo. Po chwili wróciła mówiąc, że za paroma krzakami czekają herosi z przeciwnej drużyny. Postanowiliśmy ich zajść od tyłu. Nie było ich dużo – jakieś sześć osób. Powinniśmy dać sobie z nimi radę, ponieważ mieliśmy przewagę, jaką dawało nam zaskoczenie, ale niestety nie daliśmy sobie z nimi rady. Pokonali nas dość szybko, w końcu byli to sami weterani Obozu Herosów: ja nie byłam dobra w walce wręcz, Robert radził sobie doskonale, ale sam nie był w stanie ich pokonać, Nate wykorzystywał podstępy przeciw przeciwnikom, a Jo starała się wykorzystać to, że była mniejsza od herosów z przeciwnej drużyny, lecz to wszystko i tak nie wystarczyło. Byłam zła, że tak łatwo daliśmy się pokonać. Pewnie jakby był jeszcze z nami Mike to byśmy wygrali, ale go nie było, więc nie było co się nad tym za bardzo zastanawiać. Związali nas i pilnowali, a że baaardzo dobrze to robili to nie mieliśmy jak uciec.
Po godzinie doszły do nas odgłosy wiwatowania,  wobec tego strażnicy zabrali nas do Obozu. Okazało się, że ich drużyna odnalazła nasz sztandar i przełamała obronę Mike’a i jego oddziału oraz przeniosła proporzec na drugą stronę rzeki. Tym sposobem przegrałam moja pierwszą bitwę o sztandar. Czułam się rozgoryczona i zirytowana, ale po chwili mi przeszło, bo tak naprawdę bardzo dobrze się bawiliśmy.
***
 Kiedy siedziałam z rodzeństwem przed domkiem, moją uwagę zwrócił ruch na granicy lasu. Spojrzałam od razu w tamtą stronę. To Natan wykorzystywał sytuację i właśnie znikał miedzy drzewami, a ja spontanicznie i zupełnie bezmyślnie poszłam za nim. Chyba nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Szedł tak, aż doszedł do miejsca, którego jeszcze nie widziałam. Były tam skały i inne duże kamienie, a grupowy domku Hermesa stał przed jednym z nich, ale też nie był tam sam.
To co stało obok niego było przerażające. Miało skrzydła, pysk przypominający pysk Obcego, ogon oraz potężny tułów. Nigdy nie słyszałam o takim potworze. Jego nogi zbudowane były jakby musiały się bardzo wysoko wybijać i pewnie też dlatego takie były. Przerażenie zabrało mi głos i zdolność poruszania się. Nie wiedziałam co mam robić.
- MASZ TO WYKONAĆ! – odezwało się to coś. Miało bardzo chropowaty, charczący głos, który przypominał pomruki. Przez chwilę myślałam, że do mnie mówił i omal nie odstałam zawału serca, ale po chwili zorientowałam się, że mówił do Natana.
- Ale ja nie potrafię tego zrobić – odpowiedział mu trzęsącym się głosem chłopak.
- TRUDNO. TRZEBA BYŁO O TYM MYŚLEĆ WCZEŚNIEJ.
I zniknął. A ja dalej stałam tak jak wcześniej. Natan też się nie poruszał. Po chwili usłyszałam chrzęst gałązek po mojej lewej stronie. Odwróciłam głowę, żeby sprawdzić co to i był to chyba największy błąd mojego życia. Ktoś chwycił mnie od tyłu i powalił na ziemię.
- Nie krzycz.

Wydawało mi się, że bardzo dobrze znam ten głos, ale za Chiny Ludowe nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należał. W każdym razie ten ktoś, kimkolwiek był, przyłożył mi czymś nasączony materiał do ust, a ja poczułam, że tracę kontrolę nad własnym ciałem. Jedyne co pamiętałam to ten sam głos mówiący, że nic mi się nie stanie i żebym się nie bała. Później już była tylko ciemność bądź bardzo absurdalne sny z udziałem Mike’a i Natana.